Na początek był... zlot morsów w Mielnie. Żadnych prób w wannie, taplania się w rzece czy jeziorze. Pojechałem, zobaczyłem i zdobyłem . Spodobało mi się, ale trzeba było poczkać 1,5 roku, żebym do morsowania wrócił. I to na dobre. W końcu października ubr. zanurzyłem się w zbiorniku na Pokrzywnicy, zwanym Szałem. I tak już zostało. Szybko dołączył do mnie Kominiarz i tak przez zimę morsowaliśmy, choć w grudniu, po spuszczeniu wody ze zbiornika, trzba było przenieść się nad Prosną.

a mnie Mirza powiedział, że jest fajnie, więc wybrałem się popluskać w zimnej wodzie